A komu to potrzebne? Już mówię. Najmro i Jak pokochałam gangstera mają ze sobą wiele wspólnego. Teoretycznie. Obydwa filmy opowiadają o przestępcach, w obydwu główny bohater (tenże przestępca) jest protagonistą – kibicujemy mu, trzymamy za niego kciuki, mimo że wiemy, że robi rzeczy niekoniecznie fajne. Co więcej, obydwa filmy mają bardzo charakterystyczny rodzaj narracji, który raczej w innych produkcjach zdarza się rzadko. I jeszcze w obydwu gra Dawid Ogrodnik. Hehe. Tzn. ok, gra, ale w Najmro robi za główną postać, a w Jak pokochałam gangstera jest bohaterem trzeciego planu, dobra, nieważne.
I dlatego uznałem, że warto zestawić te filmy obok siebie, żeby pokazać, jak takie potencjalnie podobne opowieści o przestępcach mogą się od siebie różnić. A różnią się baaardzo. Zacznijmy od wstępu teoretycznego. Najmro wyreżyserował Mateusz Rakowicz, człowiek, który wcześniej zrobił film pt. Stacja Warszawa (wspólnie z 4 innymi reżyserami, tak, to nie żart). To taka osobliwa produkcja, która była debiutem filmowym 5 panów, z których każdy wyreżyserował poszczególną część filmu i one potem wszystkie, cyk, do kupy złożone, tworzyły całość. Dużo wątków, dużo postaci. Coś jak Zero Pawła Borowskiego, jeśli ktoś pamięta.
Jak pokochałam gangstera to film Macieja Kawulskiego, czyli człowieka, który wcześniej zrobił Jak zostałem gangsterem i Underdog. Znanego także z organizacji turniejów KSW czy walk MMA. Tak, to ten sam pan. Na co dzień ustawia klatki, a po godzinach robi filmy. Można? Proszę bardzo. I to już sporo mówi. Nie będę się tu czepiał, że ten pierwszy pan jest ze środowiska i raczej w całości poświęca się autorskim produkcjom, a ten drugi raczej robi to hobbystycznie. No, ale jednak Najmro wyszedł spod ręki wykładowcy Szkoły Wajdy, człowieka z pewnym warsztatem. A Maciej Kawulski prawdopodobnie zrobił film z pasji, realizacji jedynie własnych zainteresowań. Albo po prostu, bo mógł. Gdyby nie miał pieniędzy, prawdopodobnie traktowalibyśmy go jako twórcę offowego. Hehe.

Tyle że, niestety, tę różnicę warsztatową widać od razu. Jak pokochałam gangstera jest filmem bardzo schematycznym, osadzonym w schematycznej opowieści pt. Słuchajcie dzieci, a teraz opowiem wam o… . Oto przychodzi na wywiad pewna starsza pani i opowiada młodemu, zasłuchanemu człowiekowi, o legendzie gangsterskiego światka – o Nikosiu, czyli Nikodemie Skotarczaku. Nikoś znany był szczególnie dobrze na Pomorzu, gdzie oprócz nielegalnych interesów, cinkciarstwa i paserstwa, był też sponsorem Lechii Gdańsk. W filmie Rakowicza zaś, głównym bohaterem jest Najmro, czyli Zdzisław Najmrodzki. Znany z tego, że handlował kradzionym samochodami i – uwielbiał uciekać milicjantom – zrobił to ponoć 29 razy.
Tyle, że u Rakowicza, historia sama się nakręca, nie trzeba kogoś, kto przyjdzie i nam ją specjalnie opowie. Najmro jest dynamiczne, świetnie zmontowane, z całym wachlarzem różnorodnych zdjęć i przede wszystkim – zabawne. To się po prostu dobrze ogląda. Poza chwilowymi przegięciami z efektami specjalnymi (oj przeładowali tam z efektami mocno, choć możliwe, że celowo), Najmro to bardzo dobra rozrywka. I całość opowieści ma wydźwięk nie tyle wychwalający Najmrodzkiego, a wyśmiewający polską milicję z lat słusznie minionych.

A Kawulski próbuje na siłę wbić nam do głowy, że oto Nikoś to był wspaniały człowiek. Może i kradł, może i nawet wchodził w interesy z „Pruszkowem”, zarabiał na narkotykach, no ale był szlachetny i… taki fajny był z niego gość po prostu. Ludzie go lubili, kobiety się w nim kochały. Super. Tyle, że to jest niestety koszmarnie zrobione. Podczas oglądania Jak pokochałam gangstera miałem momenty śmiechu, ale niestety był to śmiech zażenowania. No bo sami powiedzcie, Nikoś spotyka się ze swoją kochanką, a w tle żurawie na purpurowym (tak, purpurowym) niebie. Tak żebyśmy wiedzieli, że to Gdańsk of kors. Ściga go niemiecki policjant, który jest tak śmieszny, że chyba ktoś celowo chciał zrobić mu krzywdę. No i jeszcze ten Dawid Ogrodnik w roli Pershinga z czepkiem na głowie. Tak żebyśmy myśleli, że jest łysy.
Nie ratuje tego sprytny zabieg narracyjny, w którym akcja się zatrzymuje, a któraś z postaci zwraca się wtedy do kamery i komentuje, co się właśnie dzieje. Coś jak Rue w Euforii, kojarzycie pewnie. W Najmro mamy świetną dynamikę nakręcaną przez doskonały montaż Sebastiana Mialika (m.in. Sexify czy Ślepnąc od świateł). Nie trzeba tu właściwie niczego więcej. W bezpośrednim starciu Najmro z Jak pokochałam gangstera, mamy rozstrzygnięcie brutalne, aczkolwiek chyba spodziewane. Przez nokaut.
Każdy z bohaterów obydwu produkcji chciał spełniać swoje marzenia i upiększać szarą, prl-owską rzeczywistość. U Rakowicza to opowieść jak na dancingu z początku filmu – gra muzyka, szaleją światła, a spod butów podnoszą się fale brokatu. Chcemy tu być, bawić się z gośćmi. U Kawulskiego świat pozostaje kolorowy na tak długo, jak długo działają używki, którymi raczą się bohaterowie. Poza tym pozostaje szary, nawet jak pokolorujemy niebo nad żurawiami na różowo.